niedziela, 27 marca 2016

Trzy

Część mnie chciałaby odpuścić. Pozwolić sobie odejść stąd jak najdalej, najlepiej bezpowrotnie. Bo tyle tylko jestem wart.
Ale ta druga część... Ona mówi, że jest coś więcej. Że to minie. Że jestem przecież taki młody, tyle przede mną. Cały świat.
Czasem jest dobrze, czasem jest źle. Codziennie budzę się inny, inaczej, w inną stronę życia.
Chciałbym pewnego dnia obudzić się sobą.
Zadziwiające, jak świat wydaje się być opustoszały i bezludny, gdy odejdzie jedna osoba.

Dzisiejszego ranka bohaterka książki, którą czytałem, popełniła samobójstwo. Jakoś mi smutno. Wiem, że to postać fikcyjna, ale z powodu rozpaczy nad nią nawet nie zszedłem na obiad.
Lubiłem ją. Tą bohaterkę.

Riker zamknął się w sobie. Widzieliśmy to i czekaliśmy na otwarcie. Ludzie z zewnątrz nie widzieli różnicy - wychodził do sklepu, na spacer, sprzątał, oglądał telewizję, czytał. Robił wszystko to, co przed wypadkiem.
Ale gdy patrzeliśmy w jego oczy, spotykaliśmy się z zamkniętymi drzwiami.
Jak mawiała babcia - mogliśmy co najwyżej klamkę pocałować.

Było mi przykro z powodu przerwy w koncertach. Tęskniłem za próbami. Raz nawet poszedłem do garażu, ale nie wiedziałem nawet, gdzie stoi moja gitara, więc się poddałem
Dzisiaj po raz chyba już dziesiąty kręcę się obok drzwi sali do prób, zerkając na klamkę.
Wejść czy nie wejść? Jak wejdę, to i tak tylko popatrzę i nic nie zrobię. Jak nie wejdę, to i tak tu wrócę.
- Riker? - głos mamy koi moje zabiegane myśli.
Odwracam się do rodzicielki, która stoi tuż przy mnie z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Tak? - Staram się uśmiechnąć równie uspokajająco jak ona, ale wychodzi mi z tego raczej naciągany wyszczerz. - Przepraszam. - Kręcę głową.
- Czemu nie wejdziesz? - pyta, składając w rękach ręcznik kuchenny.
- Sam nie wiem. Chyba nie umiem już grać. - Przeczesuję dłonią przydługie już włosy. - Najpierw nie mogłem znaleźć gitary, a gdy już ją wygrzebałem, to nie wiedziałem jak ją trzymać. Zupełnie jakbym nigdy nie miał jej w rękach.
- Synku. - Mama podchodzi do mnie parę kroków i odgarnia mi parę pasm grzywki z twarzy. - Za dużo myślisz. Zastanów się w jaki sposób zawsze grałeś. Ciągle powtarzałeś, że w graniu najbardziej podoba ci się to, że muzyka sama z ciebie wypływa. Mówiłeś, że nie musisz nawet o tym myśleć, a gdy myliły ci się struny, a nuty nie szły tak, jak chciałeś, to nie zwracałeś na to uwagi.
- Ale ja nie potrafię nie myśleć, mamo. Ciągle ona, cały czas, non stop. - Czuję, jak do oczy napływają mi łzy. - Czuję się jak idiota z kompleksem lolity.
- Kochałeś ją. Niezależnie od tego, czy miała lat siedemnaście czy dwadzieścia siedem, była ci bardzo bliska. Miłość po prostu przychodzi, Riker. Nie pyta, nie puka, nawet nie zadzwoni i nie zapowie wizyty. A gdy już przyjdzie, to nie ma czelności chociażby spytać na ile może zostać. Jest nieprzewidywalnym współlokatorem twojej duszy. Nie wiesz, czy z tobą zostanie i będzie cię wspierać, kiedy ci pomoże, a kiedy niechcący ci coś zepsuje. Nie wiesz, czy pozwoli sobie na stałe zamieszkanie, czy postanowi się wyprowadzić. Nie wiesz, czy nie zamierza ci czegoś ukraść lub zniszczyć. Kochanie nigdy nie jest takie samo i to jest w nim jednocześnie piękne i straszne.
Zabieram szmatkę z rąk mamy, która mówiąc nienamyślnie ją pogniotła, i strzepuję ją lekko. Spokojnymi ruchami składam ją w kostkę i oddaję w zmęczone dłonie.
- Dziękuję.
Tylko tyle mówię, ale odwzajemnione spojrzenie mamy mówi mi, że więcej jej nie trzeba.

Kiedy dochodzi noc, wracam do pokoju z gitarą w ręce niczym rycerz niesiony na tarczy ostatkami sił trzymający swój miecz. Dzisiaj znowu przegrałem.
Rzucam bas na łóżko, a sam siadam na parapecie, odsłaniając firanę. Niebo jest czyste. Wyraźnie widzę księżyc i gwiazdy.
Bez ciebie czuję się dziwnie złamany.
Bez ciebie jestem po prostu smutną piosenką.
Uśmiecham się pod nosem, bo to przecież piosenka, którą napisałem. W piosenkach piękna jest ich ponadczasowość i to, że tak idealnie potrafią wpasować się w moment.
Znacie ten moment, gdy traci się poczucie czasu? Ten moment, gdy stajecie na chwilę w miejscu, spoglądacie na coś i nie zdajecie sobie nawet sprawy kiedy przestaliście na to patrzeć? Jedynie wodzicie przed sobą pustym spojrzeniem, a wasze myśli błądzą po przeszłości. Nieświadomie uśmiechacie się lub wasze oczy zachodzą łzami na wspomnienie jakiejś chwili sprzed dni, miesięcy czy lat.
Po czym wracacie do tutaj i teraz. Pocieracie twarz dłonią, bierzecie głębszy oddech, rozglądacie się wokoło - chcielibyście wrócić do tamtego momentu i coś naprawić, coś może ulepszyć czy powiedzieć inaczej. Ale zdajecie sobie sprawę, że to się już nie zmieni, że przeszłość jest przeszłością. Jak smutno jest patrzeć na teraźniejszość, gdy przeszłość nijak ma się do ideału, a przyszłość ukrywa się skrzętnie, nie dając nam niczego prócz odrobiny szczęścia, instynktu i wskazówek.
Nie wiem, która jest godzina, ale na pewno jest po północy. Spoglądam na okno domu stojącego obok naszego. W pokoju naprzeciwko mojego, oddalonego maksymalnie o 10 metrów, delikatnie tli się światło. Ktoś pali lampkę. Może jakiś dzieciak, uczeń odrabiający lekcje. Ciemnoszare, ciężkie zasłony raczej nie pomagają mi w określeniu wieku ani płci właściciela. Próbuję sobie przypomnieć, kto tam mieszka, ale tabula rasa - tym bardziej, że jak przez mgłę coś mi migocze w pamięci, że Rydel mówiła o nowych sąsiadach. Nie wiem, kiedy to było. Pewnie z rok temu. Przez koncerty nie mieliśmy zbyt dużo czasu na odwiedzanie ludzi mieszkających wokoło nas.
Szyba jest jeszcze nagrzana od dziennego skwaru, przez co powoli robi mi się gorąco. Ściągam koszulkę i rzucam ją na kanapę. Wracam spojrzeniem do okna naprzeciwko mojego. Po paru sekundach zasłona przesuwa się szybko, a na parapet ktoś wskakuje.
Dziewczyna pospiesznie ściąga gumkę z jasnych włosów, które falą opadają jej na plecy. Między jej stopy coś wskakuje - pies lub kot. Dziewczyna pochyla się po zwierzę i tuli je do siebie, odwracając głowę w moją stronę. Nasz kontakt wzrokowy trwa ułamki sekund, niebieskie oczy błyskają przelotnie, a ona zasłania część twarzy dłonią i już jej nie ma.
Mrugam szybko i zamykam usta, gdy tylko zdaję sobie sprawę, że miałem je rozchylone.
Patrzę jeszcze na białego kota. który nie spuszcza ze mnie wzroku. Przechyla główkę. Po chwili porusza uszkami, jakby go ktoś wołał. Znika w ślad za właścicielką.

Za drzwiami sal prób czeka mnie miła niespodzianka.
- Cześć, Ratliff. - Uśmiecham się, bo na widok Ellingtona nie da się właściwie nie uśmiechnąć.
Ell ma na sobie koszulę w pieski, dżinsy i trampki w paski, akurat podchodzi do swojego instrumentu.
- No hej, Rik! - Wyszczerzony zawraca i rusza w moją stronę. - Kiepsko wyglądasz, stary. - Jak zwykle szczery, ale nigdy niemiły Rat. Bierze mnie w ramiona jak brata i klepie po plecach. - Mógłbym pograć na twoich żebrach, wiesz?
- Przejdzie mi - bagatelizuję. - Niby cię, stary, widzę codziennie, ale jakoś nie miałem okazji podejść. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe.
Pocieram kark dłonią, gdy przyjaciel w końcu mnie puszcza.
Jest mi źle z tym, że od tamtego dnia rzadko z kim rozmawiam. Ellingtona widzę najrzadziej, mimo że przychodzi do Rydel bardzo często, są właściwie nierozłączni. Jednak nie czuję się na siłach ani nie mam ochoty na ciepłe i wesołe rozmowy przy herbatce z rodziną i przyjaciółmi. Po prostu jeszcze nie potrafię.
- Żartujesz sobie chyba - prycha Ell, przewracając oczami. - Za dobrze cię znam, Rik. Wiem, że ją kochałeś. - Spogląda na mnie ze smutnym uśmiechem. - I pewnie nadal kochasz.
Zaciskam jedynie usta, bo nie jestem w stanie wypowiadać się na ten temat. Przyjaciel to rozumie i nie naciska, klepie mnie delikatnie w ramię.
- Co powiesz na parę piosenek? - Kiwa głową w kierunku rozstawionych instrumentów. - Czuję, że te blachy do mnie krzyczą. One mnie chcą, podrywają mnie. Słyszysz te flirty? - Porusza brwiami w górę i w dół, szczerząc się po swojemu. - Co prawda teksty na podryw mają jak z podstawówki, ale i tak je kocham.
- Co powiesz na coś nowego? - rzucam, podchodząc do mikrofonu i stojącego nieopodal basu.
- Dokładniej?
- Zaszalejmy, ty wybieraj. Cover. - Wzruszam ramionami.
- Arianę Grande?
- Bo czemu nie?

Tego wieczoru jest mi jakoś lepiej. Nadal nucę jedną z wielu piosenek Ariany, a palce bolą mnie od nadużycia gitary po dłuższym okresie bez grania.
Znowu siedzę na parapecie i wpatruję się w okno naprzeciwko mojego. Jest środek nocy, przez zasłony przebija się światło tlące się lekko w tamtym pokoju. Zastanawiam się, czy dzisiaj też zobaczę ją, a może tylko kota?
Nie wiem, ile czasu mija.
- She wasn't my everything 'til we were nothing, but it's takin' me a lot to say that now when you're gone my heart is missing something...
W końcu wychodzi, ale tym razem siada, opiera się o ścianę i patrzy przed siebie. Spoglądam na jej profil, ledwo dostrzegam je zarysy z powodu ciemności. Na zagłębienie pod jej brzuchem wskakuje kot.
Głaszcze go powoli, a ja nie wiem, czy porusza ustami, bo coś do niego mówi, czy może coś śpiewa. Czy znam tą piosenkę? Czy jest to pop czy może rock? A może ballada rodem z "Titanica"?
Jej widok mnie uspokaja, moje serce powoli łapie rytm do snu i przymykam oczy, zastanawiając się, jaki naprawdę kolor włosów ma ta dziewczyna.


***

Długo mnie nie było, wiem. Ale musicie wybaczyć, w domu bywam na śniadanie, obiad i kolację. Jee. Weekendy też mam zajęte, nie myślcie sobie.
Z pozytywnych rzeczy: wygrałam powiatowy ortograficzny, a z teatrem mieliśmy 1. miejsce na ogólnopolskim przeglądzie teatralnym, 2. na innym przeglądzie od jury głównego i 1. od jury studenckiego oraz wyróżnienie na przeglądzie regionalnym. Pamiętacie te oneshoty, które są w sumie życiowe? Więc pewnie domyślacie się, że chodzi o chłopaka. Ogólnopolski przegląd wiązał się z wycieczką 3-dniową, oczywiście była wódka i gra w prawdę i wyzwanie i chłopak ten tam był, i musiało się coś odj**ać, i zostałam ucałowana przez niego w szyję. Kto kocha kissy w szyję i kark łapa w górę. <3 A na dodatek - mimo dupnej sytuacji - przespałam godzinę na jego nogach w drodze powrotnej.
A żeby byłą równowaga, to dostałam mandat i zgubiłam złoty kolczyk. Jee.
Love you, Ducklings, jakby co, jestem na asku.
<3